wydanie otwockie (nr 455), 2012-09-28
Ma żal, że „spadła” z podium
POWIAT GRÓJECKI Liczyliśmy w powiecie grójeckim na jeden medal igrzysk paraolimpijskich w Londynie. Naszą faworytką była oczywiście Justyna Kozdryk, multimedalistka wielu zawodów najwyższej rangi. Tym razem skończyło się na piątym miejscu. Zapytaliśmy reprezentantkę Kraski Jasieniec, co się stało, że „spadła” z podium?
Sama nie wiem. Niedawno wróciłam z Londynu i jeszcze nie zdążyłam sobie wszystkiego poukładać. W najbliższym czasie mam spotkać się z trenerem. Wtedy dokładnie przeanalizujemy mój start na pomoście w Londynie. Na razie muszę zwalczyć w sobie rozczarowanie, jakie czuję po igrzyskach, a nawet żal do samej siebie.
Nie było transmisji telewizyjnej z paraolimpiady, nie mogliśmy więc śledzić waszych zmagań. Jak przebiegał pani start?
Zaliczyłam pierwsze podejście - 95 kg. W drugim, przy sztandze ważącej 100 kg nie zdołałam do końca wyprostować rąk. Sędziowie dopatrzyli się błędu i podejście nie zostało zaliczone. Nie miałam pretensji, gdyż sama uznałam, że nie „dociągnęłam” sztangi. Zostałam z ciężarem, jak my mówimy, „w połowie ruchu”. W trzecim podejściu atakowałam ten sam ciężar - 100 kg. Walczyłam już tylko o brązowy medal. Może to presja, odpowiedzialność - trudno mi nadal stwierdzić, co zaważyło - ale to podejście również spaliłam - zabrakło mi może 5 centymetrów. W rezultacie spadłam na piątą lokatę, gdyż Egipcjanka zakończyła start z tym samym wynikiem, ale była ode mnie lżejsza.
To najgorsze miejsce od kilku igrzysk, mistrzostw świata i Europy. W Pekinie była pani trzecia...
To już inne czasy. W Londynie medal dawały rezultaty powyżej 100 kg, podczas gdy w Pekinie wywalczyłam brązowy krążek wyciskając sztangę o ciężarze 92,5 kg. Teraz było mnie stać na wynik powyżej 100 kg. Dlatego musimy dojść z trenerem do tego, co było przyczyną słabszej dyspozycji. Zwyciężała Nigeryjka - 109 kg, druga była Turczynka 105 kg, a trzecia Ukrainka - 100 kg. Dwie pierwsze były poza moim zasięgiem, ale z Ukrainką powinnam wygrać. Tym bardziej, że była ode mnie cięższa.
Wynik Nigeryjki jest chyba w waszej konkurencji raczej kosmiczny?
Rzeczywiście to wspaniały wynik, ale to raczej górne warstwy naszej atmosfery. Nigeryjka pokazała się na pomostach niedawno. Pierwszy raz widziałam ją w grudniu ub.r. na zawodach kwalifikacyjnych do igrzysk i osiągnęła 107 kg. Później wystąpiła na ostatnich kwalifikacjach w Dubaju, gdzie powtórzyła ten wynik. Wcześniej o niej nie słyszeliśmy. Turczyna przez rok zdołała poprawić się o 5 kg. Mówię o niedosycie, gdyż kilka dni przed startem w Londynie na treningach bez problemu wyciskałam sztangę 100-kilogramową, a nawet trochę cięższą.
Zawiodła psychika, błędy techniczne, a może są jeszcze jakieś inne przyczyny?
Na pewno nie popełniłam żadnego błędu technicznego. Jestem zbyt doświadczoną zawodniczką, aby je popełniać podczas zawodów. Przy moich wieloletnich startach, presja nie powinna aż tak wpływać na wynik. Ale przypominam sobie słowa koleżanki, która na początku mojej kariery powiedziała: - W pierwszych startach będziesz chciała pokazać, co potrafisz - bez żadnych obciążeń. Później jednak ciężar sztangi powiększony zostanie o stres i presję wyniku. Chyba po raz pierwszy aż tak bardzo i boleśnie to odczułam.
Ciężarowcy, niestety, nie mieli swojego udziału we wspaniałym dorobku polskiej ekipy w tych igrzyskach - 36 medalach.
Jest nam trochę „łyso”, bo dotychczas zawsze dokładaliśmy swoją cegiełkę do sukcesów paraolimpijskich. Tym razem coś nie wypaliło. Ale atmosfera, wspaniała współpraca, koleżeńska pomoc i doping naszych rodaków - a czasem na trybunach było ich więcej niż Brytyjczyków - wynagradzały drobne potknięcia i miejsca poza podium. Serce rosło, gdy co chwilę grano Mazurka Dąbrowskiego i polska flaga wędrowała na masz. Tego nie zapomnę do końca życia. I wcale nie będzie mi przeszkadzać, że tym razem fetowano sukcesy innych z naszego grona paraolimpijczyków. To był nasz wspólny sukces.
W Pekinie zdobyliście 30 medal - w Londynie było ich 36. Czy postęp jest wynikiem zwiększonej opieki państwa nad sportowcami niepełnosprawnymi? A może poprawiła się organizacja przygotowań?
Nie mam tak szerokiej wiedzy na ten temat. Wiem tylko, że fundusze na przygotowania zostały zmniejszone. Przez pewien czas nawet wstrzymane. Pojawiły się niemal w ostatniej chwili, chyba w maju. Ale paraolimpijczycy są ludźmi z żelaza. Potrafią walczyć z przeciwnościami losu. Trudno o większy hart ducha, samozaparcie i konsekwencję w naszej sytuacji. Bo co nam pozostaje? Zepchnięcie na margines społeczeństwa. A my chcemy udowodnić, że - mimo przeciwności losu - potrafimy normalnie żyć.
Nasi olimpijczycy mają specjalne stypendia. Na grupowaniach, czasem w bardzo egzotycznych miejscach, przebywają ponad trzy czwarte roku. A jak wyglądają pani przygotowania?
Zupełnie inaczej, nie ma żadnego porównania. Pracuję jako inspektor w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Powiatowej Policji w Grójcu, od godz. 7 do godz. 14. Moja praca polega na wprowadzaniu wszystkich danych z zakresu ruchu drogowego, a więc wypadki, decyzje o cofnięciu uprawnień do prowadzenia pojazdów, mandaty i punkty... Po obiedzie jadę na trening do Jasieńca. Reprezentuję klub Kraska z tej miejscowości. Trenuję tam cztery razy w tygodniu. Teraz moje przygotowania trochę się zmienią, gdyż w nowo otwartym gmachu komendy, w suterenie jest siłownia. Komendant Michał Toporkiewicz już mnie zapewnił, że będę mogła z niej korzystać bez ograniczeń.
Nie mam problemów w pracy, jeżeli chodzi o branie urlopu na zawody, czy zgrupowania. Mogę też regulować, przesuwać czas pracy. Po prostu zarówno mój bezpośredni zwierzchnik Radosław Kaczmarek, jak i komendant Toporkiewicz idą mi na rękę.
Czy ma pani wystarczającą opiekę medyczną?
Oczywiście nie ma u nas takiego SPA, które zapewniałoby mi odnowę biologiczną na najwyższym poziomie. Muszę się bez tego obejść. Zapewne nie mam też takiego sztabu szkoleniowo-medycznego, jak moje rywalki (to wiem ze słyszenia). Natomiast nie mogę narzekać na brak odżywek, witamin. To wynika po prostu z faktu, że jestem kadrowiczką. Poza tym jestem objęta kontrolą antydopingową, muszę więc uważać na swoją dietę, lekarstwa...
Spotkała się pani z ministrem spraw wewnętrznych Jackiem Cichockim. Padły zapewnienia o pomocy...
Rzeczywiście pan minister obiecał specjalne wsparcie. Nie wiem na razie, co to będzie oznaczać. Ale z pewnością dobrze to rokuje na przyszłość. Z mojej strony mogę zapewnić, że postaram się dogonić rywalki, które odebrały mi podium w Londynie.
Leszek Świder