wydanie piaseczynsko-ursynowskie (nr 721), 2018-06-15
Tragiczny koniec poszukiwań
GÓRA KALWARIA Rodzina Łukasza Balikowskiego, który zaginął 1 czerwca, potwierdza, że mężczyzna nie żyje. We wtorek około godz. 20 jego ciało detektywi znaleźli w kompleksie leśnym w Czersku
Policja, zarówno grójecka jak i piaseczyńska na razie nie informują, że to poszukiwany 24-latek z Klonowej Woli koło Warki. Od kom. Agnieszki Wójcik z Komendy Powiatowej Policji w Grójcu w środę usłyszeliśmy jedynie, że „na miejscu nie można było zidentyfikować ciała” leżącego prawdopodobnie od 1 czerwca i znajdującego się w stanie częściowego rozkładu. Zostało ono przewiezione na sekcję zwłok. Nie wiemy także, w jakich okolicznościach mężczyzna zmarł. Wyjaśni to prokuratorskie śledztwo. – Na tym etapie nie informujemy o szczegółach zdarzenia jak też wykonywanych czynnościach – ucina temat Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
O ujawnieniu zwłok 24-latka we wtorkowy wieczór poinformowało na swojej stronie biuro detektywistyczne Lampart Group SA. Ustaliliśmy, że m.in. ubiór zmarłego był zgodny z rysopisem rozsyłanym przez policję. „Łącząc się w bólu z rodziną, oferujemy jej pełne wsparcie i dziękujemy za wsparcie informatorom” – napisała agencja. – „Do poszukiwań powołany został nasz zespół detektywów, analityków i techników pod dowództwem byłego naczelnika Komendy Głównej Policji”.
– Detektywom wystarczył jeden dzień, żeby odnaleźć mojego syna – powiedziała nam mama zmarłego 24-latka. – Skontaktowali się z nami, ponieważ ogłoszenie o zaginięciu Łukasza wzbudziło ogromny odzew w internecie. Zaoferowali, że bezpłatnie zajmą się jego poszukiwaniem. Natomiast działania policji to porażka. Do tej pory [rozmawialiśmy w środowe południe – przyp. red.] nie odezwali się do mnie – dodała. Kobieta we wtorkowy wieczór była w pobliżu miejsca, gdzie odnaleziono ciało, ale w trakcie czynności policyjnych nie pozwolono jej podejść bliżej.
Twarz Łukasza Balikowskiego była z widzenia dobrze znana mieszkańcom gminy Góra Kalwaria. Od 2,5 roku pracował jako ochroniarz w miejscowej drogerii sieciowej. Jednak tydzień przed końcem maja zwolnił się z niej, w domu mówił, że szuka nowej pracy. 1 czerwca na skuterze dojechał z Klonowej Woli do najbliższego przystanku w Dębnowoli, by wsiąść do autobusu z Warki do Warszawy przez Górę Kalwarię. Kierowca dobrze go zapamiętał, bo wielokrotnie widział mężczyznę, kiedy dojeżdżał on do pracy. Jednak nie mógł przypomnieć sobie, gdzie tego feralnego dnia 24-latek wysiadł.
Piotr Chmielewski