wydanie otwockie (nr 530), 2014-05-23
Dziewczyny aż piszczały na grójeckim rynku
GRÓJEC W poprzednich dwóch latach niepokoiliśmy się, czy Święto Kwitnących Jabłoni przyjmie się na śródmiejskim rynku, przeniesione tam z targowiska w Kobylinie. Tym razem z niepokojem patrzyliśmy w niebo zastanawiając się, czy największa grójecka impreza plenerowa nie spłynie z deszczem. Na szczęście po pochmurnej sobocie, w niedzielę mogliśmy się rozkoszować słońcem. Tak więc po raz 55 mieliśmy okazję uczestniczyć w święcie sadowników i ludzi związanych z największym sadem Europy
Przechadzając się przez dwa dni po śródmiejskim rynku – w niedzielę zapełnionym po brzegi – przekonaliśmy się, że festyn przyciąga sporo gości. Grójeckie biesiady są już znane daleko poza granicami województwa. - W takiej atmosferze, przy kuflu piwa, potrawach z grilla i dobrej muzyce miło spędzać czas – usłyszeliśmy od pana Zenona z Rawy Mazowieckiej, który przyjechał do Grójca z całą 5-osobową rodziną. Byli też goście z Piaseczna, a nawet z Radomia. Jednak wszystkich pobił Marc, który – jak twierdzi – usłyszał wprawdzie o festynie sadowników po raz pierwszy, ale przecież w Kanadzie, gdzie mieszka (a konkretnie w Montrealu) to nie takie popularne znów święto. Bawi się znakomicie i jest wdzięczny rodzinie z Warszawy, która go tu ze sobą przywiozła.
Dawid mamy dla Ciebie babeczki
W niedzielę gwoździem programu miał być występ zespołu De Mono, ale chyba skutecznie konkurował ze starszymi muzykami Dawid Kwiatkowski, zwany też polskim Bieberem. Właściwie już przed występem od czasu do czasu, gdy z namiotu za sceną, gdzie była garderoba nastolatka, ktoś wychodził, zebrane za barierkami fanki podnosiły niesamowity pisk. „Dawid Kochamy Cię!”, „Mamy dla ciebie babeczki”, „Dawid wyjdź do nas, czekamy na ciebie” – można było usłyszeć okrzyki nastolatek. Piosenkarz nie jest na scenie demonem ekspresji, ale niemal zmusza publiczność do reakcji, potrafi nawiązać kontakt z widownią. Po pierwszych piosenkach kilka szalonych fanek zaczęło przedzierać się przez barierki. Chciały być jak najbliżej swojego idola, marzyły, aby na nie przynajmniej spojrzał. Niektóre mdlały, inne zanosiły się od płaczu, gdy Dawid się do nich schylił.
Starszym nieco widzom przypominały się występy Beatlesów lub Rolling Stonsów, podczas których nastolatki wpadały w trans, mdlały, albo niesamowicie piszczały. Chwilami takie piski niosły się echem po całym rynku.
Z Kwiatkowskim i jego zespołem przyjechała również Janja Lesar – partnerka Dawida z „Tańca z Gwiazdami”, która wystąpiła na scenie podczas jednego z utworów. Okazało się, że w Grójcu nie wszyscy jednak kochają Kwiatkowskiego. W pewnym momencie w stronę sceny poleciało jajko. Ominęło jednak Dawida, trafiony został gitarzysta zespołu i to tak skutecznie, że musiano przerwać koncert, aby muzyk miał czas na zmianę garderoby i... gitary, która także ucierpiała podczas tego jajcarskiego ataku.Na szczęście incydent nie miał większego wpływu na przebieg koncertu, jego atmosferę i doskonałą zabawę. Po występie Kwiatkowski fotografował się z fanami i długo rozdawał autografy. Gdy odjeżdżał, grupka fanek biegła za samochodem, wyrażając swoją miłość i prosząc, aby ich nie opuszczał.
Miś na scenie
Zespół De Mono obchodzi w tym roku 30-lecie istnienia. Z tej okazji muzycy otrzymali od grójeckich fanów olbrzymiego misia. Ich koncert, podobnie jak w sobotę zwycięzcy 3. edycji Must Be The Music Lemonu, bardzo się grójeckiej publiczności podobał. Natomiast trochę bez echa przeszły występy folkowej Kapeli ze Wsi Warszawa oraz zwycięzcy 1. edycji X Factora - Gienka Loski. Jak usłyszeliśmy od jednego z gości festynu – Kapela chyba nie pasowała do tego ludowego święta...
Warka show
Zanim w sobotę pojawiły się znane w całym kraju zespoły i soliści, na scenie zaprezentowała się w sobotę muzyczna Warka. Koncert rozpoczął założyciel i lider zespołu Fantasmagoria - Darek Rączka. Przypomnijmy, że jego piosenka „Zważ o czym marzysz” znalazła się na płycie Warka Music Show 2. Po nim starała się udowodnić grójczanom, że w orkiestrach dętych leży jakaś siła - Orkiestra Moderato. To już niemal profesjonalny zespół wyposażony w dobrej jakości instrumenty. W Grójcu wareccy muzycy udowodnili, że liczne nagrody z imprez w całym kraju i zagranicą wcale nie są przypadkowe..
Na zakończenie wareckiego koncertu, dwaj młodzi raperzy Gwara & Rzeźnik usiłowali rozruszać nieco widownię. Pora była jednak wczesna i chyba dlatego ich namowy nie spotkały się z żywszą reakcją publiczności.
Nie tylko muzyka
Przez dwa weekendowe dni nie mniejszym zainteresowaniem, niż artystyczne występy, cieszyły się także inne atrakcje przygotowane przez organizatorów. Jedni więc próbowali zmierzyć siłę swego ciosu lub moc kopnięcia piłki na specjalnym mierniku. Królowało jednak wesołe miasteczko z karuzelami, huśtawkami, zjeżdżalniami, jak zwykle umiejscowione na popularnym zieleniaku. Ulica Mszczonowska i okoliczne skwerki tętniły muzyką, odgłosem trąbek, dzwonków i muzyki. Maluchy, często ze swymi opiekunami, dostojnie płynęły przez przestworza w olbrzymich łabędziach. Po drugiej stronie ulicy co chwila pod niebo wylatywały dwa ramiona wielkiej huśtawki, a dalej szalone skręty robiła kolejka wąskotorowa. W środku kilkanaście osób wydawało się przeżywać najszczęśliwsze chwile swego życia.
Więcej chmielu niż jabłek
Najmłodsi smakosze delektowali się cukrową watą, popcornem, obwarzankami, prażynkami lub podrabianym oscypkiem. Natomiast dla nieco starszych gości Święta Kwitnących Jabłoni nie mniej istotny, niż scena i wesołe miasteczko, był kącik biesiadny na kilkaset miejsc. Po godzinie dwudziestej nie było tam wolnego miejsca, zwłaszcza w niedzielę, gdy biesiadowaniu sprzyjała pogoda. Jak wiadomo, tylko w tych dniach można w rynku legalnie wypić piwo, zakąsić je kiełbaską z rusztu, karkówką lub golonką. Grójecka impreza ma to do siebie, że przypomina, a właściwie stwarza nastrój ludowego festynu z dawnych lat, zabawy, która choć na chwilę pozwala oderwać się od codzienności.
Byliśmy jednak trochę rozczarowani tzw. jarmarkiem starościńskim. Być może oczekiwania były zbyt duże, a może zapowiedzi zbyt huczne. W każdym razie na stoiskach nie dostrzegliśmy zbyt wielu regionalnych wyrobów, chyba że zaliczamy już do nich produkty made in china. Zabrakło też... jabłek i wyrobów z nimi związanych. Podejrzewamy, że o tej porze roku nasi sadownicy woleli trzymać je w chłodniach, czekając na zasobnych handlowców rosyjskich...
Organizatorzy nie chcieli zdradzić, ile kosztowało przygotowanie i realizacja festynu. Z naszych obliczeń wynika, że 55. Święto Kwitnących Jabłoni, wraz z imprezami towarzyszącymi, pochłonęło około 220 tys. zł.
Na szczęście święto sadowników nie przerodziło się w festyn wyborczy, choć były takie zakusy. Jedna z partii szybko jednak przekonała się, że grójczanie wolą się w tych dniach bawić, niż wysłuchiwać, a tym bardziej czytać, bajek o pięknym królewiczu, który wybiera się do Brukseli, aby zdobyć sławę (a może jednak pieniądze?).
Leszek Świder